wtorek, 26 lutego 2013

Culture time. + Some random.

Pora już, więc z nami chodź - odwiedzimy... Kraków znów. : D

Dziś w ramach zajęć w ośrodku, o którym jeszcze nie wspomniałam bo dziś byłam dopiero 3 raz, wybraliśmy się do Muzeum Manggha na wystawę drzeworytów.




W sumie, nie spodziewałam się po takim opisie wystawy, że będzie jakaś bardzo ciekawa - i nie była. Obejrzałam z niewielką chęcią i poszłam z niektórymi osobami z grupy na targi pracy w bibliotece na Rajskiej. Tutaj również się zawiodłam. Dwie sale z dwoma poprzecznymi rzędami ławek, przy których siedziały jakieś huje muje nieznane mi firmy i kilka urzędów pracy. Zaciekawiła mnie jedna oferta ale zaraz się okazało, że szukają osób z doświadczeniem - no a jakżeby. Wynudziwszy się koszmarnie, udałam się na tramwaj do domu, przy okazji zakupując sobie makaron w pudełeczku - czyli kolejne dziwne jedzenie na wynos. Błąd polegał na tym, że wzięłam wersję bolognese (wiadomo, kawałki mięsa i sos pomidorowy) ale cóż poradzić, nie było mnie stać nawet na wersję grzybową (;_;) bo bilet kupić trzeba było. Upieprzyłam się jak dzika świnka ale chusteczki uratowały dzień. : D W domku czekały na mnie naleśniki z serem. ♥
Ktoś miał rację, strasznie dziś taki senny dzień, nawet teraz pisząc tą notkę, czuję potrzebę wskoczyć do łóżka i pospać.

Random time:
Zupełnie zapomniałam o tej zakładce. Teraz jak tak przyglądam się, zastanawia mnie czemu BRS ma takie długie nogi?


Idąc dalej.
Wracając kiedyś tramwajem (a może autobusem?), zauważyłam bilbord:
Nawet chyba nie muszę zaznaczać, co mnie na nim tak zdziwiło/zaciekawiło. Tak, od tego roku w NCK-u można się uczyć japońskiego, a także chińskiego.

Random time:
 Bałwanek z okresu, kiedy był jeszcze śnieg czyli dość niedawno tak naprawdę. Szkoda tylko, że kilka godzin później już leżał w kawałkach. :<

To chyba na tyle dzisiaj. : D
Więcej następnym razem.

Days of Dash

Etap II i III nauki na technika żywienia - rozpoczęty.
Tak jak myślałam, jeszcze zajęcia teoretyczne.
Dowiedziałam się jednak, że około maja/czerwca zacznie się kucharzenie - czyli zajęcia praktyczne. :) Związane z tym będą koszta, które pokryją formalności. Książeczka sanepidowska, orzeczenie do celów sanitarno-epidem. a także strój roboczy (wymagany na zajęcia w kuchnii i egzamin praktyczny). Pomimo tego wszystkiego, już nie mogę się doczekać. :D Gorzej gdybym nie dostała książeczki z jakichś powodów... Brr, aż nie chcę o tym myśleć bo co miałabym zrobić w takiej sytuacji.



Oprócz tych informacji, z lekcji wyniosłam, myślę, dość sporo nowych i ciekawych informacji, nawet takich, o których słyszałam pierwszy raz.
Z Techniki w gastronomii szczerze mówiąc nie wiele pamiętam - omawialiśmy instalacje w zakładach pracy, zwłaszcza w kuchni.
A przedmiot Towaroznawstwo żywności - to już bardziej mnie zaciekawiło. Podobały mi się podziały surowców, żywności a także dowiedziałam się co nieco o dodatkach do żywności - sławne E-xxx. Nie wszystkie są konserwantami, jak podobno powszechnie się uważa.
Podstawy żywienia i zasad higieny - po pewnym czasie od rozpoczęcia lekcji, padło pytanie, Czy na świecie panuje głód? Przeciętny człowiek powie - tak, w Afryce. A w Europie? Nie - odpowiedział laik. Jednak znalazły się w klasie osoby, które znalazły prawidłową odpowiedź - oczywiście, w Europie też mamy głód. Głód jakościowy. No tak - jedzenie mamy ale wrzucamy w siebie ogromne ilości "śmieci", które nie dają wystarczającej ilości potrzebnych składników odżywczych. Natomiast w Afryce jest to głód ilościowy. Dalsza część zajęć była o węglowodanach i tak aż do następnego przedmiotu.
Przechowywanie żywności - zaczęliśmy od systemów jakości (GMP, GHP, HACCP), definicja oraz omówienie GMP i GHP. Szczerze, to mnie to nudziło już przy omawianiu Dobrej Praktyki Produkcyjnej i miałam nadzieję, że na tym skończymy a tu dopiero po Dobrej Praktyce Higienicznej... -_-
Miejmy nadzieję, że przebrnę jakoś przez te nieco przynudzające tematy, bardzo bym chciała już zacząć gotować. D:

Na koniec, piosenka z tytułu posta:


Więcej następnym razem.
 (*^▽^*)

piątek, 22 lutego 2013

Next stage.

Tak, to już jutro.
Kolejne zajęcia w szkole a przy tym same nowe przedmioty. Tym razem już bardziej ukierunkowane na gastronomię ale to wciąż nie będą (chyba) żadne zajęcia praktyczne. :C Oby były ciekawsze od tego, co poprzednio. ._.


W sumie, nie mam nic więcej do napisania, może prócz tego, że ubolewam nad moim planem zajęć ale z tym już nic nie zrobię.

Dziś, treści będzie jeszcze mniej, niż zwykle ale za to kilka zdjęć bo nazbierało mi się ostatnio ładnych stylizacji z JapaneseStreets i TokyoFashion:

http://www.japanesestreets.com/photoblog/2271/setagaya-tokyo-bunkaya-zakkaten-bettys-blue-daichu
Czerwień + czerń, naprawdę fajnie i słodko to wygląda. :3

http://www.japanesestreets.com/photoblog/2274/setagaya-tokyo-honeys-romantic-kiss-hellcatpunks-disney-portnews
Tutaj również przeważa czerwień lecz jest już nieco dziwniej. Najbardziej mnie przeraża ta czerwona kulka z otworami na pasku, u szyji - kojarzy mi się tylko z jednym. XD; Oj, Kyu perwersie.

http://tokyofashion.com/scramble-market-pink-odango-hair-unicorn-backpack/
Właściwie nie wiem za co ją wybrałam... Jak spojrzałam pierwszy raz, pomyślałam sobie, że dziwnie bym się czuła z tyloma przypinkami przy kurtce, idąc przez miasto. Do tego sama. : D;;;

http://tokyofashion.com/harajuku-decora-fashion-spongebob-squarepants/
Tutaj też. Nie wiem. Po prostu nie wiem. Ta różnorodność kolorów - oczopląsu człowiek dostaje. D: No ale cóż, w Tokyo pewnie przyzwyczajeni. XD;

Więcej następnym razem.
(。・ω・)ノ゙

poniedziałek, 18 lutego 2013

Realisation.

PRESENTS

2013
Papal resignation

Miałam zamiar tu trochę ponarzekać na życie i w ogóle...



Tyle, że większość moich samotnych wywodów, które odbywają się głównie w moim umyśle, nie zostaje przeze mnie zapamiętana (może to i lepiej?). Wolę pamiętać rzeczy przyjemne (a kto by nie chciał =3=) ale dziś stwierdziłam, że fajnie byłoby mieć możliwość nagrywania swoich myśli, i może przy okazji snów (przypomniała mi się Akademia Pana Kleksa, wtf). Wtedy by się dopiero ludzie przekonali - ile taka cicha osoba tak naprawdę "mówi". 

Na koniec, doszłam też dziś do takiego wniosku (może gdzieś to usłyszałam, zdarza mi się powtarzać rzeczy, które są oczywiste D: ):
Depresja to nie stan, w którym traci się sens życia. Depresja to zrozumienie, że życie nigdy nie miało sensu.

Więcej następnym razem.

sobota, 16 lutego 2013

Holla! Polar Bear, the love's everywhere

Nie zdarza mi się zbyt często pisać o konkretnym odcinku anime ale ten mnie strasznie wzruszył.
 
Oglądałam w czwartkową noc Shirokuma Cafe (odcinek 44). Zupełnie się nie spodziewałam tego, co się w nim wydarzyło.



Był to odcinek o jednym z tych (dwóch) dni, kiedy Panda pracuje w Ogrodzie Zoologicznym. Oczywiście był tam też Full-time Panda - obaj akurat zabawiali grupkę przedszkolaków, które odwiedziły ZOO.
Gdy już nie mieli żadnych odwiedzających, Panda zaproponował żeby poleniuchowali (goro goro - moje chyba ulubione określenie z tego anime XD).
Później Full-time poprosił Pandę by razem porobili jego pracę dodatkową i jak zwykle siedzieli przy kotatsu, haha.
Pandzie z początku się nie chciało, jak na nic nieroba przystało ale w końcu się zgodził. Nawet p. Handa pozwolił im, choć zawsze zabiera ten stolik i nie przyzwala na wykonywanie innych prac. Po południu, gdy podbili karty, Full-time chciał jeszcze coś powiedzieć Pandzie, który już wychodził.
Powstrzymał się jednak i pożegnał jeszcze raz swojego kolegę.
W tym momencie jeszcze niczego nie podejrzewałam. Panda jak zwykle po pracy zawitał w kawiarni Shirokumy, mówiąc, że wolałby jednak pracować tylko raz w tygodniu bo za bardzo go to męczy - typowe jego zachowanie. xD

Następnego dnia Panda przychodzi do pracy. Podbił swoją kartę i poszedł pracować.
Gdy był już w części dla Pand, zdziwił się, że Full-time jeszcze się nie zjawił (widać nie zauważył pewnego szczegółu wcześniej).
Z nudów zaczął robić side-joba swojego współpracownika (w tej jakże ciężkiej pracy, oh!).
Jednak gdy przyszedł p. Handa, wszystko stało się jasne. Oznajmił Pandzie, że Full-time Panda został przeniesiony do ZOO w Singapurze i wręczył mu list od tego drugiego.
Ten jednak chyba nie zrozumiał powagi tych słów. Wracając do domu, Panda przeczytał list od Full-time'a.
Idąc ulicą, zobaczył człowieka, który rozdawał chusteczki z reklamą.
Przypomniał sobie słowa kolegi: "Wspólne robienie pracy dodatkowej też może być fajne.", po czym się rozpłakał.
Był to chyba pierwszy raz, kiedy Panda był tak smutny, co doprowadziło i mnie do łez. Na koniec tej części widzimy Pandę, który siedzi na tarasie w kawiarni Shirokumy.

Co było potem? Zobaczcie sami. :D

Więcej następnym razem.

poniedziałek, 11 lutego 2013

I guess the title goes here?

Ah, to już dwa tygodnie odkąd ostatni raz coś naskrobałam.
To smutne ale nie mam weny. Zwłaszcza, że mało co się działo przez ten czas w moim życiu. D:
Od powrotu ze szkoły w niedziele, przed poprzednią notką, 100% moich wyjść z domu stanowiły: spacery z psem oraz zakupy w pobliskich sklepach spożywczych, piekarniach i aptekach. Aż do ostatniego czwartku, kiedy rano wyszłam do cukierni po pączki, jako że był wtedy Tłusty Czwartek.


Jakoś mniej więcej koło południa, mama zaskoczyła mnie pytaniem "Dlaczego nigdzie nie wychodzisz? Dziewczyny w twoim wieku..." i zaczęła mówić gdzie to nie chodzą, czego to nie robią. Po czym powiedziałam jej, co ja uważam. Koniec końców, wyszło na to, że dostanę kasę i miałam iść na miasto. Tyle, że samej to jakoś tak nudno więc zadzwoniłam po moją żonę (♥). Przypomniał mi się wtedy artykuł w gazecie - niedawno otwarli wystawę Szuflada Szymborskiej. Podsunęłam koleżance ten pomysł, choć nie zapytałam wpierw, czy ma w ten dzień czas. D: Niestety, okazała się być zajęta. Pomyślałam, że może ktoś inny będzie chętny ze mną się spotkać. Z taką nadzieją, zamieściłam na FB wpis - na próżno. Nikt zainteresowany spotkaniem się nie odezwał, cóż.
Jednak dnia następnego, w piątek, już nieco po południu było, kiedy żona zadzwoniła, mówiąc, że wybiera się do mnie. Przypomniałam sobie, że była tydzień wcześniej, z czego moja mama nie była zadowolona, gdyż wszyscy w domu, oprócz mnie, chorowali wtedy. Zaproponowałam więc żeby wybrać się jednak na tą wystawę a przy okazji zahaczyć o nową naleśnikarnię, która z nazwy przypominała mi o tej, z naszej wakacyjnej wycieczki do Warszawy.
Po dotarciu na miejsce, weszłyśmy do Kamienicy Szołayskich. Nie obeszło się bez chwilowego zabłądzenia (tak to jest, jak idziesz za osobą, która nie ma orientacji w terenie, a raczej - nie umie czytać napisów D: ), haha. Idąc na wystawę, okazało się, że zostało 30 minut do zamknięcia ale nam to wystarczyło, by zobaczyć to, co chciałyśmy.
Następnie poszłyśmy planowo do naleśnikarni. Jakie było moje rozczarowanie, gdy zobaczyłam menu a w nim jedynie naleśniki typu crêpe (czyli takie, jakie zwykle się jada u nas). Liczyłam na amerykańskie pancakes, no cóż. Ale skoro już tam byłyśmy, zamówiłyśmy naleśniki z kolumny "wytrawne", były również na słodko ale takie zwykle jada się w domu. Jeden duży naleśnik z oscypkiem i żurawiną, drugi z grillowanymi warzywami. Do tego ostatniego, który wybrałam sobie ja, dostałam za darmo sos czosnkowy. Zjadłyśmy, po czym zaraz się zebrałyśmy i opuściły my lokal. Po drodze sklep - żadna z nas nie miała picia więc kupiłyśmy wodę. Ledwo wyszłam a jak mnie zaczął boleć brzuch... Idąc dalej, trafiłyśmy na Rajską do biblioteki, gdzie zmuszona byłam skorzystać z toalety - jednak w takiej ciszy, jaka tam panowała, nie dałam rady pozbyć się nadbagażu, który to prawdopodobnie powodował mój ból. Poszłyśmy na Rynek, do Empiku, gdzie posiedziałam chwilę, mając nadzieję, że mi się polepszy. Po przeczytaniu kilku jakże fascynujących magazynów, przez moją żonę, gdzie ja w tym czasie się nudziłam więc jej co chwila przeszkadzałam, sama przeczytałam kawałek jakiegoś mangowego, po czym udałyśmy się na tramwaj do domu. Idąc w stronę przystanku, naśmiewałyśmy się ze wszystkiego, także z mojego bólu brzucha ("Zadzwonię na pogotowie - powiem, że rodzę. Zabiorą mnie do szpitala a tam lekarz powie: 'Gratuluję, urodziła pani g*wno'" - strasznie niesmaczny dowcip, wiem XDD). Wsiadłam do swojej limuzyny, którą jechała też moja sąsiadka, ze swoim pieskiem. Niestety, ostatnio zauważyłam, że bez mojego pupila, kobieta ignoruje moje powitania - jej sprawa. : D
Przez całą drogę dokuczał mi ból, który nasilił się, gdy dotarłam już do bloku. Więc pieronem weszłam do klatki, wskoczyłam do windy i zaraz otwierałam drzwi swojego mieszkania a łazienka zaraz obok - ah, jaka ulga. =w= Jestem prawie przekonana, że coś było nie tak z moim naleśnikiem z warzywami ale dam temu jeszcze jedną szansę - kiedyś pójdę się przekonać, czy był to rzeczywiście czysty przypadek.


Jak widać, do tamtego piątku nie wychodziłam nigdzie daleko. Upiekłam za to, tydzień temu w niedziele, coś ciekawego.


Lalala~
Melonpan upieczone wg przepisu z tego filmiku :3
http://www.youtube.com/watch?v=5z0e-GKJA10

Tak jak przewidywałam, zajęło mi zrobienie ich sporo czasu. Zaczęłam ok. 14, a jadłam je dopiero ok. 19. Spodziewałam się jednak czegoś innego a wyszło na to, że są to zwykłe (słodkie) bułki. Z tą różnicą, że mają na wierzchu chrupiącą skórkę.

W minioną sobotę zrobiłam natomiast coś takiego:


Są to oponki serowe, z okazji Tłustego Czwartku/Ostatków. Wzięłam jakiś przepis z internetu wg którego miało wyjść ok. 20-25 dużych, my natomiast zrobiliśmy ok. 50 małych. Bardzo chciałam mieć kilka z polewą czekoladową i tak też zrobiłam. Nie miałam jednak drugiej polewy, jaśniejszej a najlepiej białej, co by stworzyła fajny wzorek, więc posypałam je wiórkami kokosowymi. Niestety coś musiało pójść nie tak. Zostało ok. 10 sztuk do tej pory, które okazały się być już twarde a smażyłam je przecież 2 dni temu. Oh well, jestem przecież dopiero kucharzem amatorem i pomyłki się zdarzają. Oby coraz rzadziej, haha!

Na koniec, takie ciekawe zdjęcie:

Zdjęcie robione tosterem, wiem. Wisiało rano(5 II). Po południu jechałam - zdarte i jak na złość, pewnie ta sama osoba, znów załatwiła swą potrzebę. : D

Tyle.
Więcej następnym razem.