niedziela, 28 kwietnia 2013

New bicycle. + Sickness.

A cóż to za tytuł posta, hm? Zaraz się dowiecie, jeśli jeszcze gdzieś tego nie ogłosiłam w internecie. :P


W poniedziałek po południu mama mi pokazała nową gazetkę z Carrefoura, gdzie były przedstawione rowery. Udało nam się odnaleźć w niej model, który by mi pasował, również ze względu na cenę. W porównaniu z wypasionymi rowerami, gdzie cena jest od 600-700 zł i wzwyż, ten, który wybraliśmy był dość tani - jedyne 400 zł. Można mieć obawy, że taki rower szybko się rozleci ale tu sytuacja jest nieco inna niż z używanymi rowerami, przecież nowy ma gwarancję na rok (albo 2 lata nawet?). Więc postanowione. Gazetka obowiązywała od środy, jak to zwykle bywa, więc z samego rana w środę mieliśmy się udać do Carrefoura w okolicy.

We wtorek zastanawiałam się, czy to rzeczywiście dobry wybór ale wtedy jeszcze nie skojarzyłam, że nowy = gwarancja. Poszłam do ośrodka nieco smutna z tego powodu ale pani terapeutka, z którą najwięcej o tej sprawie rozmawiałam, uświadomiła mi powyższe. Później rzeczywiście się zaczęłam cieszyć, że to już następnego dnia. Zajęcia z poniedziałku były przeniesione na wtorek ale już w sumie nie pamiętam o czym rozmawialiśmy. Bodajże o konsumentach, klientach i reklamacji? A na muzykoterapii o poezji śpiewanej. Nie podobały mi się te zajęcia jakoś. Wróciłam do domu i nie mogłam się już doczekać środy. Wieczorem jeszcze wyszukałam gazetki Carrefoura na internecie, gdzie wyczytałam, że w żadnym w sklepie tej sieci w Krakowie, nie będzie obowiązywała oferta ze strony, gdzie był mój wybrany już rower. Q_Q Nie mogłam wręcz spać z tą myślą, że będę musiała dłużej poczekać.

Rano w środę pojechałam z kolegą mamy, jako, że on się lepiej zna na rowerach, tam gdzie ustaliliśmy. Chwilę nawet czekaliśmy przed wejściem bo otwierali o 8 dopiero. Rozśmieszyło mnie bardzo, że gdy drzwi zostały otwarte, wszyscy ludzie zaczęli wręcz biec do sklepu. XD Weszłyśmy na salę, wypatrzyliśmy dział z rowerami i oglądamy modele. Najpierw wybraliśmy jakiś biało-niebieski, nad którym długo się zastanawialiśmy. Mieliśmy na oku też pewien niebiesko-fioletowy ale zdecydowaliśmy się kupić ten pierwszy. Poszliśmy do kasy, zapłaciliśmy, idziemy do samochodu. Pan otwiera samochód i ustawia tylne siedzenia tak, żeby się rower zmieścił. Wtedy dopiero to zauważyłam, kiedy chciałam się pobawić przerzutkami. Nosz k*rwa, miał urwaną rączkę od zmiany biegów. :v Wróciliśmy do sklepu wymienić na taki sam, tylko nieuszkodzony. Okazało się, że są jeszcze 2 ale oba mają jakąś wadę! No to wio na salę znów i wzięliśmy tym razem ten niebiesko-fioletowy, dokładnie go obejrzawszy najpierw, co by nie było znów niespodzianek. Wymieniliśmy i był za tę samą cenę. Spóźniłam się przez tą akcję do Vity, tym bardziej, że chciałam zostać w domu i poczekać aż pan go skręci, by móc nim pojechać już. Zrobił wszystko oprócz napompowania kół - nie miał w domu odpowiedniej pompki, niestety. Jednak pojechać się nim dało. Byłam tylko chwilę w ośrodku bo niedługo potem musiałam odstawić rower do domu i jechać do centrum Krakowa, na kolejną wizytę u psychologa. Po powrocie do domu pojeździłam moim nowym nabytkiem. :D

Czwartek w sumie był chyba jakimś nudnym dniem, nie pamiętam go. XD Aaa, no tak, z uczestnikami Vity, w końcu poszłam na Hutnik. \o/ Pograłam trochę w koszykówkę, badmintona i siatkówkę. Później opalałam się na ławce, w oczekiwaniu na powrót do ośrodka. W ośrodku zapewne były jakieś zajęcia, których też nie pamiętam już. Znów pojeździłam po południu a wieczorem położyłam się spać. Miałam jednak jeszcze wyprowadzić psa, także wstałam i wyszłam, a na klatce okazało się, że mamy kolejny pożar śmietnika. .__. Mama zadzwoniła na straż pożarną. Akcja gaśnicza sama w sobie trwała krótko ale później resztę osób będących w budynku ewakuowali, z racji, że ktoś się zaczadził. Tak więc staliśmy sobie na zewnątrz, do około 23. W końcu pozwolono nam wejść, choć wpuszczali piętrami w górę, co chwilę trwało.

Piątek, piątek... Źle się czułam wtedy, wszystko mnie bolało. ._. Prawdopodobnie nowy wysiłek w środę i czwartek, w postaci jazdy na rowerze + czwartkowy pożar mnie tak zmęczyły. Poszliśmy na spacer w ośrodku ale nie miałam siły zbytnio.W końcu usiadłam na ławce i tak też zrobiła reszta osób. Później nie miałam zbytnio siły uczestniczyć we wszystkich zajęciach, trochę podsypiałam a ostatecznie ok. 13 pojechałam do domu. Również dlatego, że babcia została na moment sama, kiedy mama wyszła chwilę przed moim powrotem. Jednak teraz was zaskoczę. Kiedy mama wróciła już, postanowiłam jechać na Rynek na rowerze. Jechałam ok. godziny, do półtorej ale udało się! Było strasznie gorąco więc poszłam na Bubble Tea a później wpieprzyłam babeczkę w Cupcake Corner. : D Pochodziłam trochę i już miałam się zbierać bodajże, kiedy zobaczyłam, że akurat dzisiaj jest to wydarzenie, o którym mówiła mi pani terapeutka - Masa Krytyczna. Jest to przejazd rowerami po ulicach miasta, który ma promować ekologiczny środek transportu czyli oczywiście rower. :P Pomyślałam wpierw, że na pewno nie dam rady zbyt dużo ujechać. Jednak stwierdziłam, że spróbuję i poszłam po swój rower. Dostałam za to naklejkę "Kraków Miastem Rowerów". : ) Ok. 18 wyruszyliśmy z Rynku, główne ulice, którymi jechaliśmy to Długa, Prądnicka i Opolska. Kiedy zauważyłam, że jestem już na szarym końcu, poddałam się. Nie przejechałam nawet połowy trasy. Dla mnie jednak to i tak dużo, postaram się pójść za miesiąc i przejechać więcej!

Wczoraj od rana źle się czułam, znów. Tym razem bolał mnie brzuch, przypuszczam, że od jogurtu, który wypiłam w piątek wieczorem, a był nieco nieświeży już. Zażyłam sobie węgiel. Nie pomógł, tak więc sięgnęłam po Stoperan, który na szczęście zadziałał. :v Byłam już na tyle głodna, że niedługo potem musiałam coś zjeść, (również) na szczęście nic mi się nie stało. Posprzątałam, wstawiłam pieczeń i pojechałam na chwilę, zobaczyć co robią moi koledzy z Vity, na ognisku, na które nie mogłam przyjść z w.w. przyczyn. Okazało się, że już się zbierają, co dla mnie nawet było lepsze bo przecież niedługo musiałam wrócić i wyłączyć ten piekarnik. Pochwaliłam się udziałem w Masie i dowiedziałam się w końcu, jak ustawiać te cholerne przerzutki.

Dzisiaj znów dostałam biegunki i gdyby nie Stoperan, to chyba bym już nie żyła. ;__; Mam tylko nadzieję, że jutro się to już nie powtórzy bo mam dość. OTL;;; Dziś to była jakaś masakra. Chciałam iść na Mangową Grę Terenową ale nie dość, że problemy z żołądkiem mi przeszkodziły, to tak:
  1. musiałam ugotować zupę,
  2. musiałam ugotować do zupy makaron,
  3. musiałam ugotować kapustę, co wyszło mi baaaardzo kiepsko,
  4. musiałam ugotować ziemniaki,
  5. zaczęło padać,
  6. i ostatnie - nie poprosiłam mamy o pieniądze, także ledwo na bilet by mi starczyło. D:
Także nie poszłam. Co prawda biegunka już mi chyba przeszła ale trochę się boję iść na rower nawet bo co będzie, jeśli znów mi wróci? :x Pogoda też dalej jakaś niemrawa.

Na koniec, dodam zdjęcie mojego roweru, choć może nieco nowsze bo już po przeróbkach. ♥

Więcej następnym razem.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Actually, why should I write something in here.

Ponieważ ostatnio nie mam weny do tytułów.


A wczoraj, wolna niedziela. Choć niezupełnie bo właściwie nie mogłam na dłużej się wyrwać z domu. Tak więc siedziałam, z pieskiem poszłam ale na krótko bo obawiałam się w jakim stanie zobaczę dom po dłuższej nieobecności... Co innego jak ty wracasz do domu pierwsza i musisz sprzątać w domu bo ktoś nie umie spokojnie usiedzieć a co innego jak już ktoś przed tobą wróci i wysprząta ten bajzel. :3 Zrobiłam obiadek, choć jakiś taki do bani. Żurek wyszedł jak woda i był niesmaczny, a kotlety schabowe niepotrzebnie przyprawiłam suszonym czosnkiem, były za ostre. ;__;
Po południu, zabrałam się za robienie makaroników, z przepisu wg kotlet.tv. Co prawda mielić migdały zaczęłam już ok. 12, przez co spieprzył mi się plan dnia i kotlety były gotowe dopiero ok. 14 (mamo, błagam nie czytaj tego). Nikt z głodu nie umarł jak widać; ja się dowiedziałam, że blender się spieprzył a maszynka do mielenia kawy też nie za bardzo się nadaje do migdałów NO ALE ZMIELIŁAM, KU*WA. Na chyba 5-6 podejść ale zmieliłam. Później, jak już nakarmiłam wszystkich, w końcu zaczęłam dalsze przygotowywanie masy bezowej i wydawałoby się, że wszystko dobrze ale chyba proporcje składników się nie zgadzały. Masa wyszła raczej za rzadka, rozlewała się po folii (nie miałam nawet papieru do pieczenia pod ręką...) jednak pierwsza partia się upiekła nawet spoko. Gorzej już było przy drugiej, gdzie trzymałam ją krócej w piekarniku bo wydawało mi się, że za bardzo się przypiekła pierwsza. To był błąd. Makaroniki z drugiej partii po prostu nie wyszły, lekko dotknęłam wierzchu jednego a ten się pokruszył i nic już się nie dało z nimi zrobić. No nic, przełożyłam kremem te, które wyszły, choć wg mnie i tak kiepsko wyglądały - były bardzo płaskie, w porównaniu z normalnymi makaronikami. Na dodatek, przepis zakładał łyżeczkę syropu malinowego - ja dałam ze 3 a i tak ciasto było jaśniutkie, po upieczeniu brązowe.



Dziś natomiast, przyszłam do ośrodka pewna, że będę gotować ale wyjdę wcześniej, w związku z wizytą u psychologa. Okazało się, że zaplanowano dla nas wyjście na wystawę i, ani nie muszę gotować, ani wychodzić bo jedziemy w pobliże miejsca mojego spotkania z psychologiem. : D Pojechałam, zobaczyłam, stwierdziłam, że mi się nie podoba i sobie poszłam. Dotarłam na wizytę, gdzie okazało się, że spędziłam ponad 2 godziny rozwiązując testy, a i tak nie skończyłam bo wysiłek psychiczny przy tym był zbyt wielki. ._.
Teraz siedzę i od półtorej godziny piszę tą notkę, co chwila przeglądając coś na necie, dlategóż to tak długo trwa. ♥
Za niedługo będę chyba miała czym się pochwalić, wypatrujcie nowego wpisu, ciao.~ : D


Więcej następnym razem.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Routine, or not - round 2.

Nieeeeee, ja naprawdę nie wiem jak mam pisać te posty żeby nie wyglądały tak samo... ;____;
Może napiszę go od wydarzeń, które były najpóźniej? XD Haha.



Ostatnio była sobota. Nie pamiętam co robiłam w niedzielę. My gawd.
Oh, zapewne się obijałam, przy czym strasznie nudziłam-- JEZUS MARIA, JUŻ PAMIĘTAM, byłam z żonką na Rynku! Moja kochana <3 Jakoś kilka dni wcześniej dała mi znać, że mogłybyśmy kiedyś odwiedzić pewne puby/kawiarnie, które pod jakimś względem jej się spodobały - no ok. Na pierwszy rzut poszła Buddha. Weszłyśmy, zobaczyły menu i wyszłyśmy. Później z Floriańskiej doszłyśmy na św. Tomasza i zaczęłyśmy wypatrywać innego miejca. Idziemy i idziemy, zaczęłam się zastanawiać, czy napewno w dobrym kierunku ale udało się. Dotarłyśmy do Relaksu. Weszłyśmy. Pierwsze wrażenie - przytulnie. Podeszłyśmy do baru i K. wzięła menu. Usiadłyśmy na bardzo fajnej kanapce i czytamy. : D Z pół godziny zajęło nam wybranie czegoś i w końcu koleżanka wzięła kawę i na spółkę miałyśmy wrapa, bo dopiero co w domu jadłyśmy obiad ale ochota na coś była a obie klepiemy bidę (smutna prawda kochanie :( )... No ale pogadałyśmy, zjadłyśmy, wypiły i poszłyśmy dalej. Pokręciłyśmy się po rynku i akurat była pora żeby się pożegnać, chciałam iść w swoją stronę ale żona mnie ciągła żeby jak najdalej ją odprowadzić. >_> Prawie mnie zaciągła pod Wawel ale się nie dałam. XDDD *leńleń* Wróciłam do domu, trochę komputer, siusiu, paciorek i spać.

Wwww poniedziałek... jejku, muszę częściej pisać te notki albo zapisywać chociaż jedną rzecz, którą zrobiłam danego dnia bo mam zaniki pamięci. ._. Byliśmy w NCK-u na wystawach. Jedna o malarstwie - nie zaciekawiła mnie, niestety. Druga, zdjęcia z Birmy - może być.

We wtorek gotowałam (co przypomina mi, że kuchnie mam jutro, szkoda tylko, bo muszę wyjść bardzo wcześnie z ośrodka) z innymi zupę pieczarkową, której nawet nie mogłam wtedy zjeść bo nie wykupiłam sobie obiadu. T.T Plus miałam coś do załatwienia i wyszłam wczas. Dość późno bo ok. 16 wybrałam się na Tomex, by kupić sobie torebkę. Kupiłam ale dowiedziałam się dzięki temu, że "mam gust jak stara baba". :/

Śśśśśroda... Nie pamiętam co robiłam w ośrodku, oprócz spotkania odnośnie stworzenia strony internetowej pod szyldem Vity. Co prawda sama się zgłosiłam, że będę pisać artykuły kulinarne ale nie mam pojęcia jak to się robi. XD Po południu poszłam do serwisu rowerowego, zobaczyć z ciekawości jakie mają. Ostatnio mam straszną ochotę na damkę holenderkę, koniecznie z bagażnikiem, bo tego nie posiadał mój stary rower, który oddałam do tego serwisu, który przy okazji jest komisem. Oddałam bo był bardzo mały na mnie i chcę w zamian kupić sobie właśnie nowy-używany, który by odpowiadał moim oczekiwaniom. Miejmy nadzieję, że stary zejdzie i będzie mamona.

W czwartek w ośrodku, miałam okazję się przejechać rowerem jednej z pań terapeutek, która miała całe wyposażenie przy nim, o jakim marzę. *_* Wręcz zakochałam się właśnie wtedy w tego typu rowerach i od tej pory marudzę mamie codziennie, że chcę taki. xD

W piątek przyszłam do ośrodka i zagadałam się za bardzo po społeczności, nie zdążyłam na spacer ze wszystkimi i zrobiłam sobie własny. xD Odwiedziłam komis, który jest po drodze do domu a tam się okazało, że mają ledwo 2-3 większe rowery + kilka dziecięcych. Poradzili mi gdzie mogę jeszcze się udać ale poszłam jeszcze bliżej domu, właściwie miałam 50 m do domu ale poszłam jeszcze raz do ośrodka bo wykupiłam sobie obiad. ;C

Wczoraj - szkoła. Sporządzanie narazie teoretyczne więc dalej czekam na gotowanie. :< Później po zajęciach poszłam na Rynek i dość sporo się szwędałam, z racji, że bardzo wcześnie nas wypuścili. Spotkałam się z In, poszłyśmy na Bubble Tea (dziękuję, była super :D) a później w miejsce spotkania przybyły inne, znane lub też nieznane mi osoby. Posiedziałam z nimi w pewnym.... pubie? I w końcu poszłam do domu. Jednak uważam to za udane spotkanie. Udało mi się choć trochę odezwać. XD;

Ah, na dziś już nie mam czasu. Spodziewać się opisu w następnym tygodniu.

Więcej następnym razem.

sobota, 13 kwietnia 2013

Oh, Routine, is it you? Or maybe not.

...Ponieważ moje posty ostatnio są takie same, choć są o czym innym.
Vita, szkoła, Vita, wolne.

Ah, na czym skończyliśmy ostatnio?


Poniedziałek. Chwila na przypomnienie sobie bo coś mnie ostatnio pamięć zawodzi. .__. ... Zajęcia w Vicie prawie typowe, choć dalszy brak jednej z pań zmusił do zmian w grafiku i prawdopodobnie były wtedy jakieś... kalambury, tyle, że przedstawialiśmy hasła związane z emocjami. Z tego co sobie przypominam, w trakcie tych zajęć nie wytrzymałam i wyszłam do kuchni na kanapkę - tak, kurde, zgłodniałam. XD Wróciłam na zajęcia i z ogromną chęcią (wcześniej jakaś strasznie przymulona byłam, widać już czemu D: )przedstawiłam kilka ostatnich haseł. ^w^ Trochę się spóźniłam na drugą część zajęć pt. karaoke (muzykoterapia) i nie udało mi się zaśpiewać niektórych piosenek, a które znam. ;3; Zjadłam obiad ale nie powiem wam co bo nie pamiętam dalej. :< Jednak pamiętam za to, że byłam na basenie wraz z kilkoma innymi uczestnikami (słownie: 4 facetów, jedna kobieta czyli Kyu). W praniu wyszło, że nie mam czepka - dali mi choć nie powinni; że nie mam klapków - weszłam boso; że nie mam czym włosów związać pod czepek - jakaś dziewczynka mi użyła gumki do włosów (boże, kocham Cię mała ;^;). I tu na szczęście skończyły się moje problemy. Przebrana weszłam na basen i po krótkim teście od ratownika, który poprosił o zaprezentowanie mych umiejętności pływackich (co by ratować mnie nie musiał XD), popływałam trochę to żabką, trochę to na plecach. Lepiej mi idzie to pierwsze, jednak muszę przyznać, że mocno się zmęczyłam i odczuwałam jakiś ból w klatce piersiowej lub coś jakbym się dotleniła w końcu. XDD

We wtorek poszlimy do Mangghi na wystawę Suiseki. W sumie wcześniej nie słyszałam o tym ale bardzo mi się podobało, zwłaszcza moje porównywanie z panią terapeutką kamieni do różnych innych rzeczy. Czasem mi się zdarzyło, że nic mi nie przypominały ale głównie była to fajna zabawa. :3 Szybko obejrzałam wystawę i pobiegłam na tramwaj samotnie, jako, że miałam w tym dniu wizytę u lekarza, w związku z moim gojącym się uchem. Co prawda po dotarciu do przychodni, okazało się, że pani doktor jeszcze nie przyszła i czekałam ponad godzinę by do niej wejść. Ostatecznie dowiedziałam się, że ucho już wydobrzało i mogę normalnie chodzić na w.w basen chociażby, czy też myć głowę nie zatykając ucha (oh, dzięki Ci dobry człowieku).

W środę znów moje ulubione zajęcia - gotowanie! *3* Na szczęście tym razem nie musiałam iść na zakupy, choć musiałam skoczyć po sodę oczyszczoną. Obrałam z innymi jabłuszka i zrobiliśmy masę na racuchy. :3 Później usmażyliśmy i voila.~ A pyszne takie... *-* Trochę mi szkoda było jednak innych zajęć - w plastycznej/rękodziele malowali podobno znów. T___T

Czwartek okazał się być dziwny. Znów pomagałam w kuchni, z racji początkowej małej ilości uczestników z grupy gotującej w ten dzień. Znów obieranie jabłuszek i marchewek. Co prawda pani terapeutka będąca zawsze z nami w kuchni musiała wyjść wcześniej ale wyrobiliśmy się do 11 i czekaliśmy do obiadu. Jednak skoro tym razem byłam tylko na zastępstwo, poprosiłam o możliwość wyjścia na inne zajęcia i pomagałam robić inwentaryzację(?), haha.~ Musiałam wyjść wcześniej i wyszłam wcześniej, niż zakładałam, choć mocno się guzdrałam i ledwo udało mi się w domu coś zjeść i jeszcze psa wyprowadzić. e_e Pojechałam z mamą do lekarza ale weszłam na wizytę sama, co by przyśpieszyć proces i wrócić szybko do domu.

Wczoraj zostałam w domu - sprzątałam i gotowałam obiad na dzisiaj - czyli nudy.

Dziś też trochę musiałam posprzątać i dokończyć robienie obiadu. A był dziś wg mnie najlepszy z możliwych. c: Kurczak w sosie chińskim, ryż oraz surówka z kapusty pekińskiej i marchewki. *____* Przedtem zrobiłam sobie jako zupkę - krem marchewkowy; znów z tego samego przepisu i znów wyszedł pyszny. :3

Jakoś w tygodniu zrobiłam też własną wersję monjayaki. Niestety z braku laku musiałam użyć tylko mieszanki chińskiej i ciasta/masy (zrobionej z wody, mąki i sosu worchestershire XDD). Wyglądało to tak:
+spożywając dodałam trochę majonezu, jako, że któryś z przepisów go zawierał.

Napisałabym wam coś jeszcze ale nie mam już co. Strasznie się jednak nudzić będę jak to skończę pisać. ;___; Skończyć, czy nie skończyć. O to jest pytanie.

Więcej następnym razem.
:v

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Holy shit, it's a title.

Huhu, już minął prawie tydzień od ostatniego posta, sweet. Byłoby co pisać, gdyby nie moja kiepska pamięć. :I


We wtorek, tak jak obiecałam, podzieliłam się w ośrodku moimi wypiekami. Jedna z pań terapeutek była zachwycona paschą - reszcie myślę, że wszystkie po równo smakowały. : D
Po południu przyszła moja milady do mnie, gdzie co prawda prosiłam ją o przyniesienie gier planszowych ale już w trakcie spotkania musiała mnie zmuszać. :S Choć i tak wygrałam, przebijając ją o 4 punkty zaledwie! XD Odprowadzając żonkę na przystanek, musiałyśmy iść w ciemnościach jako, że komuś chyba zapomniało się włączyć światła uliczne. .__.

W środę... nie pamiętam co robiłam. :O No po prostu zero. Myślę, że był to jednak dzień, w którym kleiłam pudełka na zajęciach rękodzieła, które mnie strasznie jakoś przybiło... To chyba przez żmudność tego procesu czułam się tak strasznie zmęczona.... Ale skoro to było w środę... to oznacza, że to we wtorek namalowałam swój autoportret! :D Kto chce zobaczyć? Ah, kogo ja pytam, już wam daję to cudeńko:

Prawda, żem artysta? ♥


W czwartek miałam zajęcia w kuchni - zrobiliśmy przepyszne naleśniki ze szpinakiem i twarogiem. *w* Co prawda strasznie wyglądało nasze sprzątanie owej kuchni - brak podziału pracy i ciągłe trucie dupy przez pewne osoby - jednak ostatecznie udało się nam jakoś ją ogarnąć.

W piątek, co prawda nie jak zwykle, przez brak niektórych osób (w tym pań terapeutek), odbyły się zajęcia pt.: grupa wsparcia oraz... za Chiny sobie nie przypomnę co było wtedy jeszcze, wybaczcie. :< Jednak to pierwsze było dość... nudne a drugie nawet nie wiem.
Ah, no i w tamtym tygodniu miałam do sprzątania salę komputerową - łatwizna. :D

W sobotę udałam się do szkoły na 8, gdzie dowiedziałam się, że nauczycielka ma zupełnie co innego w grafiku, niż my, tj. miała przyjść do nas dopiero na 13, jednak pani dyrektor udało się ją sprowadzić wcześniej - dzięki Bogu, w którego nie wierzę! W oczekiwaniu na pierwsze zajęcia udałam się do pobliskiej Piekarni Buczek, gdzie kupiłam ciastko i korzystałam z dobrodziejstw techniki czyli darmowego wifi. >:D Poźniej już wszystko odbyło się normalnie, choć zostaliśmy wypuszczeni wcześniej, za co też dziękuję bardzo. Wiem, że to ja płacę za szkołę ale to ich wina, że ułożyli grafik, gdzie potrafi być po 10-12h lekcyjnych. ;/

W niedzielę przed szkołą, odwiedziłam z mamą Kaufland, gdzie jak zwykle, nie znając umiaru ale z umiarem (masło maślane, wiem), obkupiłyśmy się jak głupie. :D Następnie znów szkoła, tym razem bez żadnych niespodzianek, choć wypuszczeni wcześniej znowu. :3 Dowiedziałam się natomiast, że na następnym zjeździe będzie już mój długo wyczekiwany przedmiot - Sporządzanie i ekspedycja potraw i napojów! *w* Jednak pierwsze godziny odbędą się jeszcze niepraktycznie, gdzie zapewne dowiemy się jakichś podstaw przed gotowaniem, które będzie już z pewnością na jeszcze kolejnym zjeździe. Jednak nie mam pewności kiedy ten się odbędzie choć wspominali coś o 4, 5 maja, które wchodzą do długiego weekendu majowego... Oby udało się to jakoś przełożyć. :x

Zapomniałam jednak wspomnieć, że w sobotę wieczorem strasznie zapieprzałam z czytaniem nowo poznanego tytułu mangi - Dansai Bunri no Crime Edge. Tak mnie wciągnęło. *w* Kreska może nie powala ale gatunek świetny. :3 Bardzo mi przypomina Sankareę, pod względem właśnie gatunku i nieco kreacji postaci. Może tego tak nie widać na początku ale zwłaszcza w nieprzetłumaczonych jeszcze na zrozumiały dla mnie język chapterach jest widoczna zmiana Kiriego, która mi się trochę nawet podoba.

Powinnam jeszcze była opisać dzisiejszy dzień ale nie mam już siły/czasu na to w obecnej chwili. Tak więc...

Więcej następnym razem.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Zzz..

Święta, święta i po świętach...

A co w trakcie?


W środę po południu okazało się, że lekarka, do której miałam iść na kontrole z uchem, przekłada moją wizytę z dnia następnego na inny termin.

Także czwartek spędziłam głównie na sprzątaniu. Więcej grzechów nie pamiętam. D:

W piątek poszłam do ośrodka, który okazał się być właściwie opustoszały. Panie terapeutki + jakichś 6 uczestników. 0.0 No po prostu pogrom. Rano wtedy padał duży śnieg, to jedna przyczyna. Druga? Hah, nie dziwota, skoro święta już blisko. Posiedziałam gdzieś tak do ok. 11-12, przy czym z wielkim trudem wytrzymałam tak długo bo po prostu nudziłam się tam. :'I Jak nigdy.
Wróciłam do domu i poodkurzałam. Po obiedzie nadeszła moja ulubiona chwila - pieczenie ciast! * __ * Tak więc upiekłam w ten dzień dwie rzeczy:

Sernik z kratką.
Przepis: http://www.ciasta.net/ciasto-sernik.php
+ kruche ciasto Dr. Oetker

Babka orzechowa z nutellą.
Tu znów spieprzyłam. Tym razem polewę, która u mnie wyszła tak, że musiałam nią smarować, a nie polewać, ciasto. xD
Przepis: http://www.ciasta.net/babka-orzechowa-z-nutella.php


Sernik jak sernik. Bardzo smaczny wyszedł. :3
A babka... jak dla mnie jakaś bez smaku. Jedyne co czuć to polewę, samo ciasto takie bezpłciowe. Co do opisu - jest on z FB, a że dodałam to zdjęcie na końcu, gdzie wcześniej dodałam zdjęcie innego ciasta, które mi niestety nie wyszło, a będzie o nim zaraz mowa.

3-bit
Trochę mi nie wyszedł bo zamiast pół litra, dałam cały litr mleka do budyniu, przez co nie zsiadł się odpowiednio. Ciężko było ukroić jakiś zgrabny kawałek do zdjęcia. :'I
Przepis: http://www.ciasta.net/3-bit.php

Akurat to robiłam w sobotę. A nie wyszedł bo głupiutka Kyu się zasugerowała pytaniem mamy, czy będzie gotowała budynie na litrze mleka. Później zajrzałam do przepisu, gdzie okazało się widnieć 0,5 l. Taka różnica to dość sporo dla budyniu, który powinien utworzyć stałą masę.

Na koniec, a raczej robiona na przemian z 3-bitem, pascha.

Pascha.
Przepis: http://kotlet.tv/pascha

To było chyba najłatwiejsze. Co prawda musiałam przez ok. 2 godziny, na małym ogniu, gotować mleko ale bardzo chciałam choć raz w życiu zrobić ser. :3 Po wymiksowaniu z masłem (i cukrem pudrem) i poleżeniu przez noc w lodówce była pyszna. Tak mało tego cuda wyszło ale naprawdę, o wiele lepsze od sernika i babki razem wziętych. 

Tym razem to nie ja poszłam w sobotę do święcenia. Byłam zbyt zajęta robieniem tych ciast, choć wydawałoby się, że najmniej przy nich roboty bo nie piecze się ich.

Wczoraj się obijałam~ Tj. większość dnia przy kompie, jedzenie, komputer, jedzenie, komputer, spać.

Dziś natomiast głownie jedzenie i spanie... Nie wiem co mi się stało. ; ___ ; 
Po obudzeniu się o 6 rano, zjadłam śniadanie, po czym spałam do 9. Poszłam z psem, pomogłam trochę w kuchnii i znów poszłam spać. Zjadłam. Poszłam spać. Zjadłam drugie i spałam do ok. 15, gdzie musiałam iść z psem ale za nim to zrobiłam to wpieprzyłam jeszcze kawałek ciasta. :<< Oj dupa rośnie, rośnie. Dobrze wiem, że nie powinnam tyle żreć a jednak powstrzymać się nie mogę. :C Na szczęście dalsze popołudnie spędziłam bez snu i bez jedzenia, aż do teraz, wiadomo - kolacja.

Jutro zamierzam zanieść po kawałku ciast, które upiekłam, do ośrodka. Obiecałam, że przyniosę jak coś zostanie a jest tego jeszcze sporo w sumie... Może jak szybciej znikną te dobroci to uspokoi się mój głód. ; __ ; Na szczęście nie ma już żadnych świąt, aż do grudnia, gdzie piekłabym więcej niż jedno ciasto.

Więcej następnym razem.