niedziela, 14 lipca 2013

The trip - Success or fail? Part 1.

Łał. Wróciłam. Co prawda już wczoraj ale nie zdążyłam machnąć posta. A dziś jestem w jakimś amoku więc nie wiem co wyjdzie z tego wpisu.


W sobotę żem nie zaczęła się pakować ale myślę, że większość dnia wyglądała tak, jak pisałam wcześniej - czylim sprzątała.
Ale trzeba dodać, że po południu poszłam spotkać się ze znajomymi z liceum - taka ot nasza grupka z tamtych czasów. Trochę posiedzieliśmy w McCafe a później, po drodze na tramwaj/autobus spełniłam swoją zachciankę - kupiłam sobie Bubble Tea. W sumie, po pierwszej herbacie dawno temu, nie sądziłam, że będę to jeszcze kiedykolwiek kupywać (a zrobiłam tak już ok. 5 razy). No ale ten post nie o tym.

W niedzielę nieco nerwowa, zaczęłam się pakować. Najpierw spisałam listę rzeczy, które muszę zabrać a dość sporo tego było. Niby skończyłam upychać walizkę dopiero wieczorem ale ogólnie nie zajęło mi to dużo czasu, lista naprawdę pomogła. Po wszystkim wypiłam jeszcze na noc kawę i właściwie zaraz ruszyłam w drogę. Na dworcu autobusowym spotkałam oczywiście moją towarzyszkę podróży. Razem poszłyśmy na stanowisko, z którego miał odjeżdżać nasz bus. Dość sporo czekałyśmy i martwiłyśmy się, że nie przyjedzie, jako, że drugi bus, który również jechał do Cieszyna, stał na swoim miejscu od dawna. Trochę spóźniony ale przyjechał i nasz. Bilety sprawdzone - no to jedziemy. I od tego momentu zaczyna się.
Młody kierowca, nieco zakręcony, jechał jak wariat busem, którego nazwa "Comfort", wydawała się być nie na miejscu. Nie dość, że ciasny, to na każdym zakręcie i nierówności na drodze, rzucało nim gorzej niż samolotem podczas turbulencji. D: Jednak koszmar się skończył, kiedy kierowca oznajmił nam, że nie będzie wiózł 3 osób do Cieszyna, a że jechaliśmy w równym tempie, co w.w drugi bus i spotkaliśmy się z nim na przystanku w jakiejś mieścinie, zostaliśmy przerzuceni do niego. Ten pojazd okazał się być rajem, w porównaniu z poprzednim.
Dojechaliśmy do Cieszyna ok. 30 minut po północy - zatem mieliśmy już poniedziałek.

I tu pojawił się kolejny problem. W którą stronę iść? Po załatwieniu potrzeb fizjologicznych w krzaczkach, ruszyłyśmy na dworzec w Czeskim Cieszynie. Dotarłyśmy do jakiegoś skrzyżowania, gdzie okazało się, że chyba coś jest nie tak bo takich ulic, jak tam, na mapie w komórce znaleźć nie mogłam. Jechała jednak Straż Miejska, która pokierowała nas, jak się znów później okazało, w jeszcze gorsze zadupie. Wreszcie jednak, krążąc palcem po mapie, znalazłam ulicę, po której żeśmy się poruszały i wyszło na to, że wysiadając z busa, poszłyśmy w złym kierunku. Musiałyśmy przez to iść naokoło. Po jakiejś godzinie, udało nam się dojść na dworzec. Wycieńczone bieganiem tu i tam z walizkami, poszłyśmy na peron, z którego miał odjeżdżać nasz pociąg. Czekałyśmy jeszcze godzinę, przy czym się trochę (a może nawet sporo) wygłupiałyśmy.
Wygłupy o 2 w nocy. : D
Ok. 2:40 pociąg przyjechał. Od razu wsiadłyśmy i szukałyśmy przynajmniej dwóch wolnych miejsc, gdzie byliby jacyś normalni ludzie. Z początku wydawali się ok ale im dalej, tym było gorzej, zwłaszcza jedna pani, która nie wyglądała na zadbaną. Za nim się rozsiadłyśmy, poszłam kupić bilet. Znalawszy panią konduktor, próbowałam się z nią dogadać po angielsku. Pani chyba nie grzeszyła znajomością tego języka ale jakoś na migi udało mi się kupić jizdenky. Okazało się jednak, że były droższe o 100 koron niż w kasie, które jakby się mogło wydawać, o takiej porze, powinny być zamknięte. Polak, który siedział z nami w przedziale, uświadomił nas jednak, że również jechał z Czeskiego Cieszyna i przed samą podróżą kupił tam bilet. No cóż. Straciłyśmy, choć trochę mniej bo prawdopodobnie pani konduktor wydała mi o 100 koron więcej, niż powinna.
Czekając na odjazd ze stacji w Bohuminie, p. Polak (nie znam jego imienia nawet, niestety) zauważył stojący obok nas expres, jadący również do Pragi. Wysiadł i spytał konduktora, czy tamten zajedzie na miejsce szybciej. Zaproponował nam żebyśmy wysiadły i razem z nim pojechały drugim pociągiem. Pomyślałam sobie: "No, skoro ma być szybciej, to czemu nie!" i zabrałyśmy nasze walizki z tego nieprzyjemnego miejsca. Szybko pobiegliśmy na ten expres, który w środku okazał się być o niebo lepszy niż nasz wcześniejszy pociąg. Co prawda później Polak nas uświadomił, że źle zrozumiał konduktora i pociąg będzie później o ok. 10 niż nasz pierwotny. Jednak co z tego, skoro warunki były świetne, zwłaszcza, że skład startował z tej stacji, więc był pusty a bilet obowiązywał ten sam? ♥
Pomimo tego, że obcym nie powinno się ufać, zaryzykowałyśmy. P. Polak był dla nas bardzo miły i nie sposób było mu nie zaufać. Opowiedział nam nieco swojego życia, jak to studiował w Krakowie ale mu nie wyszło. Jak to z koncertu pojechał nad morze i zostało mu 2 zł w kieszeni a ludzie byli tam na tyle dobrzy, że pozwolili u siebie spać i dali zjeść... Może to ostatnie brzmiało nieprawdopodobnie ale fajny był z niego człowiek, co prawda jak dla mnie, nieco idiota ale fajny. Nawet kupił nam kawę a później znów chciał postawić. :3 Podróż przydługawa ale kiedyś musiała się skończyć. Podziękowałyśmy i pożegnałyśmy pana, który miał przed sobą jeszcze kawałek drogi następnym pociągiem. A my wyszłyśmy z peronu i...

Więcej następnym razem!
Obym do jutra jeszcze pamiętała. XD;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz