czwartek, 4 lipca 2013

The trip.

Okej, okej, znów zaniedbałam. I tak chyba już będzie zawsze. :<

W skrócie dla tych, którym nie chce się czytać: Tak, plany już zrealizowane i jedziem z żonką w niedzielę do Pragi. ♥

A dla reszty:


Ło kurwa, tak dawno nie pisałam, że teraz już serio nie pamiętam co robiłam w tamtym tygodniu. Oprócz szukania noclegu na terenie czeskiej stolicy i parapetówki w sobotę.

Właśnie jakoś w dniach od wtorku do piątku żem szukała hostelu. Choć możliwe, że pamięć mnie myli bo wtedy już chyba po prostu je rezerwowałam. Co jest dla mnie nieco dziwne bo dostałam odpowiedź jakoby nie potrzebna była zaliczka. Martwi mnie, że przyjadę na miejsce i okaże się, że będziemy musiały zamieszkać, chyba, pod Mostem Karola. Ha-ha.

Oczywiście jak zwykle w piątek sprzątanko ale tym razem szczególnie musiałam to zrobić wtedy, jako, że następnego dnia piekłam ciasteczka! :3

W sobotę jednak miałam jeszcze trochę sprzątania plus gotowanie obiadu. Obawiałam się, że nie zdążę, z racji, że za dużo narobiło mi się za dużo masy na ciasteczka. Ale jakoś się wyrobiłam i upiekłam, jak na moje oko, jakieś kilo ciastek (trochę przesadziłam, wiem XDD). Później już zostało tylko udać się na wcześniej wspomnianą imprezę. Niestety założyłam nowe buty, które mnie już wcześniej nieco obtarły i męczyłam się w każdym momencie, w którym musiałam się ruszać w tym felernym obuwiu. ;__; Co najgorsze, po wyjściu z tramwaju nie miałam pojęcia, w którym kierunku muszę się udać. No, niby tabliczkę z nazwą ulicy widziałam ale początek ulicy był dość kręty i stwierdziłam, że to chyba nie ta. No cóż, utrudniłam sobie nieco dotarcie na miejsce. Ale w końcu trafiłam. Przy wejściu do bloku jednak miałam to uczucie "nosz kurwa", jako, że mieszkanie, którego numer mi wskazano, było na 4. piętrze. :'I No ale przebolałam i wyszłam na samą górę. Grzecznie zapukałam i usłyszałam głośne "OTWARTE!". Weszłam a tu podłoga w korytarzu (czy można to tak w ogóle nazwać...?) okupowana przez... bodajże trzech facetów, przy kompie jeszcze dwie osoby a w kuchni, ekhem-- ANEKSIE KUCHENNYM! zapieprzała (no, nie do końca ale powiedzmy >D) przy robieniu kanapek Inalion. Dla mnie jak zwykle sytuacja awkward - nie mogłam znaleźć swojego miejsca. I w sumie do samego końca nie znalazłam. Przyniosłam oczywiście moje ciacha jednak nie cieszyły się zbytnią popularnością (a czego się mogłam spodziewać, to owsiane => zdrowe(?) ciastka D<). Ostatecznie zabrałam większość, zostawiając trochę w innym naczyniu (bo przyszłam z własnym, taka tam stara biała miska z pokrywką...). Przez większość czasu, szczerze mówiąc, nudziłam się. Przyszła Kyu abstynentka (i niepaląca) na imprezę z alkoholem i fajką wodną. >D;; Spróbować bym spróbowała jakichś trunków ale nikt mnie nawet nie poczęstował. No cóż. Po jakimś czasie przyszli nowi goście. Udało mi się załapać na kawałek ciasta, niestety nie przepadam już za takimi z kremem - kochana rodzina z pewnej wsi. ♥ Zjadłam jednak, owoce zrekompensowały mi obrzydzenie kremami. ;3; Było miło ale pora do domu. Nie udałam się jednak sama na tramwaj. Potowarzyszył mi pewien chłopak, który jak później się okazało, jest jednym z użytkowników forum Kyuu. Razem pojechaliśmy całkiem sporą ilość przystanków i udało nam się wymienić kilka zdań.

W niedzielę się cholernie nudziłam, nie licząc tego, że musiałam zrobić obiad. :< Prawie cały dzień przespałam, z tego co pamiętam.

A ten tydzień? Nie był jakiś szczególnie ciekawy (jak i cała reszta, ha-ha).
W poniedziałek miałam zajęcia w kuchni ale niezbyt pamiętam cośmy wtedy robili na obiad. Bodajże białą kiełbasę z młodymi ziemniakami i (młodą) kapustą...?  Chyba tak. Świetnie zaczęłam tydzień, z racji, że uciekłam pod koniec zajęć. Czemu świetnie?

We wtorek żem nie poszła (a to zbój jeden :v) bo rano miałam załatwienia, po południu miałam lekarza i misję na dworcu autobusowym, gdzie mogłam nie zdążyć gdybym poszła ze wszystkimi na wycieczkę do... Zesławic chyba? Kupiłam bilet na bus do Cieszyna, tak więc opcja przejazdu Cieszyn+Czeski Cieszyn wygrała. :3

Wczooooraj też nieco olałam zajęcia bo zmyłam się ok. 13. Ale na spacerze byłam i jestem zadowolona z mojego środka przeciw komarom - zero ugryzień po wczorajszej wyprawie do lasu. \o/ A hasało ich tam z milion.

A dziś żeśmy lepili pierooooogiiiii. Strasznie mi się nie udawały, co za szczęście, że nie rozlepiły się podczas gotowania. :c Porcje trochę za duże jak na jedno danie, 20 pierogami to można się zapchać i nie jeść już zupy. Czy były smaczne? Muszę przyznać, że nawet. Nie jestem fanką borówek ale to było całkiem spoko. Przez ten poniedziałek naprawdę się stoczyłam, dziś znów ok. 13 opuściłam przybytek i uciekłam moim rowerem do domu. >:D Wzięłam też na wynos dwie porcje pierogów, którymi poczęstowałam rodziców - mama była zachwycona. Przyjechała też ciocia, pogadała z rodzicami. Niestety ale akurat mama musiała dziś wyjść więc wizyta była krótka a ja mam wolną chatę. >3 Chętnie bym kogoś zaprosiła ale jutro trza sprzątać, gotować na szczęście nie, a w sobotę się zacząć pakować. Następna notka, mam nadzieję, że pojawi się niedługo po powrocie.

Więcej następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz