poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Actually, why should I write something in here.

Ponieważ ostatnio nie mam weny do tytułów.


A wczoraj, wolna niedziela. Choć niezupełnie bo właściwie nie mogłam na dłużej się wyrwać z domu. Tak więc siedziałam, z pieskiem poszłam ale na krótko bo obawiałam się w jakim stanie zobaczę dom po dłuższej nieobecności... Co innego jak ty wracasz do domu pierwsza i musisz sprzątać w domu bo ktoś nie umie spokojnie usiedzieć a co innego jak już ktoś przed tobą wróci i wysprząta ten bajzel. :3 Zrobiłam obiadek, choć jakiś taki do bani. Żurek wyszedł jak woda i był niesmaczny, a kotlety schabowe niepotrzebnie przyprawiłam suszonym czosnkiem, były za ostre. ;__;
Po południu, zabrałam się za robienie makaroników, z przepisu wg kotlet.tv. Co prawda mielić migdały zaczęłam już ok. 12, przez co spieprzył mi się plan dnia i kotlety były gotowe dopiero ok. 14 (mamo, błagam nie czytaj tego). Nikt z głodu nie umarł jak widać; ja się dowiedziałam, że blender się spieprzył a maszynka do mielenia kawy też nie za bardzo się nadaje do migdałów NO ALE ZMIELIŁAM, KU*WA. Na chyba 5-6 podejść ale zmieliłam. Później, jak już nakarmiłam wszystkich, w końcu zaczęłam dalsze przygotowywanie masy bezowej i wydawałoby się, że wszystko dobrze ale chyba proporcje składników się nie zgadzały. Masa wyszła raczej za rzadka, rozlewała się po folii (nie miałam nawet papieru do pieczenia pod ręką...) jednak pierwsza partia się upiekła nawet spoko. Gorzej już było przy drugiej, gdzie trzymałam ją krócej w piekarniku bo wydawało mi się, że za bardzo się przypiekła pierwsza. To był błąd. Makaroniki z drugiej partii po prostu nie wyszły, lekko dotknęłam wierzchu jednego a ten się pokruszył i nic już się nie dało z nimi zrobić. No nic, przełożyłam kremem te, które wyszły, choć wg mnie i tak kiepsko wyglądały - były bardzo płaskie, w porównaniu z normalnymi makaronikami. Na dodatek, przepis zakładał łyżeczkę syropu malinowego - ja dałam ze 3 a i tak ciasto było jaśniutkie, po upieczeniu brązowe.



Dziś natomiast, przyszłam do ośrodka pewna, że będę gotować ale wyjdę wcześniej, w związku z wizytą u psychologa. Okazało się, że zaplanowano dla nas wyjście na wystawę i, ani nie muszę gotować, ani wychodzić bo jedziemy w pobliże miejsca mojego spotkania z psychologiem. : D Pojechałam, zobaczyłam, stwierdziłam, że mi się nie podoba i sobie poszłam. Dotarłam na wizytę, gdzie okazało się, że spędziłam ponad 2 godziny rozwiązując testy, a i tak nie skończyłam bo wysiłek psychiczny przy tym był zbyt wielki. ._.
Teraz siedzę i od półtorej godziny piszę tą notkę, co chwila przeglądając coś na necie, dlategóż to tak długo trwa. ♥
Za niedługo będę chyba miała czym się pochwalić, wypatrujcie nowego wpisu, ciao.~ : D


Więcej następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz