sobota, 1 czerwca 2013

A cat - the last attempt.

O tytule za chwilę a teraz...

Opis ostatnich dni - bo z każdym następnym zapominam o poprzednim.


Czwartek mógł być nudny. Ale nie był. Przyszła do mnie znów żona i rozmawiałyśmy o naszych wspólnych wakacjach.
Na początku nie mogłyśmy się zdecydować ale rozsądnym argumentem wydawało się "jak zagranica to wpierw gdzieś blisko" - tak więc wybór padł na Pragę. No, może to był raczej mój wybór bo nie mogłam jakoś przyjąć do wiadomości, że miałabym jechać nad polskie morze. W sumie nie wiem czemu. Że drogo? Daleko? Z tego co zdążyłyśmy sprawdzić - w Pradze też drogo i dość daleko się jedzie. :x Więc sama nie wiem skąd moje obawy skoro jeszcze nigdy nie byłam nad morzem w Polsce. No nic, plan jeszcze trzeba dopracować.

Wczoraj miałam swój "dzień gospodarczy" (patrz: notka wcześniej) tj. cotygodniowe sprzątanie. Poleciałam też rano do pewnego second handu, gdzie w środę poszłam, tak z nudów (a konkretniej pojechałam w ramach moich wycieczek na rowerze XD). Na szczęście panie przetrzymały dla mnie bluzkę, którą sobie wynalazłam dwa dni wcześniej. Śliczna wg mnie. ;3; I jedyna, która pasowała na mnie tego dnia. XDD
Po południu miałam zamiar jechać na Masę Krytyczną jednak kiedy już miałam się zbierać - ulewa. Poczekałam chwilę i o mało się nie spóźniłam ale dzięki przejechaniu kilku przystanków na gapę, udało się. Znów mogłam pojechać razem z masowiczami, na dodatek przyszła moja żona bo też lubi rower i razem ruszyliśmy na podbój Krakowa. :'D Prawie cały czas jadąc mieliśmy za sobą "szafę grającą" - to był mój punkt odniesienia, że jedziemy wciąż na przodzie. Czasem się zdarzyło, że nas wyprzedził ten rower ale zazwyczaj wracałyśmy po jakimś czasie na swoje miejsce. Powiem tak: monocykl, koleś w czapce Bonaparte, tunel. Oj tak, tunel był świetny i ten hałas, który wszyscyśmy wytworzyli. ♥ Już pod koniec zaczęłam strasznie narzekać, że brak mi sił ale ostatecznie prawie dojechałam. XD Prawie bo przed samym Rynkiem skręciłyśmy w Rajską co by się udać na naleśniki. Pojadłam, posiedziałam z żonką i ok. 21 wyruszyłam do domu. Chciałam sobie włączyć dynamo, które było uparte i nie włączyło się koniec końców bo cały czas odskakiwało. Dwie różne osoby, które spytałam o pomoc, stwierdziły, że jakaś część, która powinna trzymać dynamo na miejscu się ułamała i nie będzie działać. To trochę dziwne bo mnie się przez cały czas wydawało, że to tak powinno wyglądać a prawdziwym problemem jest, że prądnica napotyka na szprychy i dlatego odskakuje. No nic, zobaczymy.

Dziś, po wczorajszym późnym powrocie, co prawda obudzona ok. 5 rano, poszłam spać dalej i wstałam dopiero ok. 8:30. Trochę się nudziłam z początku ale coś mnie tchnęło. Posprzątałam trochę kuchnię (!) i zaczęłam szyć kota, którego napoczęłam robić jakoś rok lub nawet dwa lata temu (!!). Muszę przyznać, że to drugie zajęcie mnie bardzo wciągło. Zdążyłam jednak jedynie uszyć tułów, uszka i "twarz" kotka. Teraz, jak się okazało po wypisaniu wszystkiego, zostało jeszcze sporo pracy bo: uszyć 2 łapki, zeszyć łebek i uszka, zeszyć łapki i ogonek z tułowiem, zeszyć łebek z uszkami z tułowiem a wcześniej w ogóle naszyć mu pyszczek (kopiuj wklej, kocham cię). No, tu macie zdjęcie z obecnego stanu:

To by było na tyle.

Więcej następnym razem.

PS. Tytuł oczywiście dotyczył pluszowego kotka powyżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz